21-02-2020

Ubezpieczenie jachtu – odradzamy PZU!

Opowieść o tym, jak firma ubezpieczeniowa PZU doprowadziła klienta do strat finansowych, a do tego lekceważąc prawo nie wywiązała się z obowiązku wypłaty odszkodowania ani nawet przedstawienia klientowi jakiejkolwiek decyzji w sprawie.
Zamieszczam ten post jako informację dla środowiska żeglarskiego w formie komunikatu nawigacyjnego aby nikt nie wpadł na te same rafy, co my.
Chyba, że jest masochistą ma stalowe nerwy oraz wystarczająco dużo pieniędzy żeby sobie pozwolić na utratę kwoty wielkości połowy sezonowych zysków z czarteru łodzi w wyniku nierzetelności, braku szacunku dla klienta oraz nieprzestrzegania prawa przez PZU.
A było to tak:
W lipcu 2019 roku nasz jacht w wyniku awarii silnika uderzył w Kanale Giżyckim w beton nabrzeża i doznał uszkodzenia dziobu. Tego samego dnia zgłosiłem szkodę w PZU na infolinii. Poinformowałem przyjmującego zgłoszenie o tym iż akurat dysponuję czasem i jestem w stanie dokonać naprawy samodzielnie, co wydatnie obniży koszty akcji i może nawet odstąpię od roszczenia. Zaproponowałem, że sporządzimy dokumentacje fotograficzną, którą po dokonaniu naprawy przekażę likwidatorowi szkód.
Przyjmujący zgłoszenie zalecił jednak abyśmy poczekali na przyjazd likwidatora i wstrzymali się z naprawą.
Prosiłem aby likwidator przyjechał najszybciej jak się da.
Likwidator odezwał się po jakimś tygodniu. Stwierdził żebym dokonał napraw i przedstawił mu dokumentację fotograficzną i rachunki.
W tym czasie już niestety nie dysponowaliśmy wolnymi mocami przerobowymi i musiałem zlecić naprawę komuś innemu. Znalezienie kogoś, kto w połowie lipca dokona szybkiej naprawy uszkodzenia łodzi graniczy z cudem. Udało mi się, jednak taką firmę znaleźć. Naprawy dokonano.
Otrzymałem od PZU email z informacją o uruchomieniu procesu likwidacji szkody. W odpowiedzi na niego wysłałem prośbę o udostępnienie mi pliku dźwiękowego z nagrania mojej rozmowy z państwa operatorem przyjmującym zgłoszenie. Nie otrzymałem na niego odpowiedzi. Ani pliku nagrania. Do tej pory.
W kolejnym emailu dostałem link do portalu dotyczącego sprawy.
Link okazał się być nieaktywny. Zmuszony zostałem do uzyskania akcesu przez linię telefoniczną PZU co się udało, jednak musiałem za to zapłacić.
Infolinia PZU jest, bowiem, płatna.
Po zalogowaniu sprawdziłem stan sprawy.
Kolejne logowanie w celu zamieszczenia dokumentów nie doszło do skutku ponieważ na stronie logowania widniała informacja o konieczności zmiany hasła logowania. Wszelkie próby zmiany tego hasła się nie powiodły.
Zmuszony zostałem kolejny raz do skorzystania linii telefonicznej PZU . Kolejny raz musiałem za to zapłacić.
Okazało się, że pracownicy PZU nie zamieścili w systemie wszystkich danych w związku z czym logowanie było niemożliwe. Po uzupełnieniu tych danych udało mi się zalogować do portalu i zamieścić dokumenty. Po jego opuszczeniu ponowne logowanie okazało się znów niemożliwe… ponieważ link był znów nieaktywny. Na stronie logowania pojawia się komunikat o konieczności zmiany hasła. I na tym portal się zatrzymał i jakiekolwiek działania na nim nie dochodziły więcej do skutku…
Ponieważ przekazałem wszystkie dokumenty, a powiadomienia o ruchu na stronie dostawałem i tak na email, dałem szansę wykazania się ubezpieczycielowi wierząc, że skoro dopełniłem powinności zgłaszającego szkodę, wystarczy, że chwilę poczekam i pieniążki z odszkodowania pojawią się na koncie we właściwym czasie.
Jednak żaden list ani email nie przychodził. Pieniądze również się nie pojawiały.
Aż wreszcie, pod koniec grudnia zadzwonił do mnie pan z PZU z informacją, że on przeprasza, ale kolega, który prowadził sprawę zwolnił się z pracy i nikomu sprawy nie przekazał i że on teraz się nią zajmuje i że do końca roku przygotuje decyzję, bo mają już od dawna wszystkie dokumenty i że zaraz po Nowym Roku dostanę pieniądze na konto.
Jednak jedynym, co otrzymałem od PZU w tej sprawie jest pismo o przetwarzaniu danych osobowych.
Jacht w wyniku tej sytuacji stał na lądzie niezdolny do użytku zamiast pływać i zarabiać. Straty z tytułu utraconych korzyści majątkowych jakie ponieśliśmy w rezultacie wyłączenia jednostki z aktywnej floty w wyniku zalecenia jakie dostałem z PZU wyniosły kilka tysięcy złotych. Drugie tyle stanowił koszt
naprawy uszkodzenia oraz wodowania dźwigiem jachtu i postoju na nabrzeżu.
Do tego dochodzą odsetki za przekroczenie terminu wypłaty.
Wszystkich tych kosztów można by uniknąć, gdybym mógł przystąpić samodzielnie do naprawy i przedstawić likwidatorowi zdjęcia dokumentujące szkodę i remont.
Według prawa, PZU miało 30 dni na wypłatę odszkodowania.
Od dnia zgłoszenia szkody do dzisiaj minęło ponad 7 miesięcy!
Po wystosowaniu przedsądowego wezwania do zapłaty w dniu 13 lutego 2020, następnego dnia na koncie pojawiła się wpłata w kwocie niecałych 30% zadłużenia jakie ma wobec mnie PZU.
W związku z tą sytuacją przenieśliśmy wszystkie polisy ubezpieczeniowe jakie mieliśmy z PZU do innych firm.
Wszystkie okazały się u innych ubezpieczycieli dużo bardziej korzystne!
Nie jest to pierwszy przypadek z tego typu „likwidacją szkody” z jakim miałem do czynienia w przypadku PZU.
Pierwszy raz był po słynnej nawałnicy w 2007 roku, gdy wywrócony został nasz jacht w czarterze. Wtedy jako likwidator przyjechała młoda pani, bardzo sympatyczna zresztą, tylko nie mająca zupełnie pojęcia o jachtach, ponieważ zajmowała się szkodami w transporcie….ale PZU brakowało kadr więc wysłali wtedy w teren kogo tylko mieli…
Następnym razem gdy kilka lat później zatopiono nam motorówkę na przyjazd likwidatora czekaliśmy jedyne….3 miesiące! Podczas gdy łódź leżała sobie w zakładzie remontowym na podwórku i nie mogła być naprawiona zanim nie została przez likwidatora obejrzana. W wyniku tego 140 konny silnik szlag
trafił i musieliśmy kupić nowy.
PZU, oczywiście, w ogóle się nie poczuła do zadośćuczynienia.
Pominę już fakt że w obu tamtych przypadkach kwota odszkodowania jakie wypłaciło PZU była mocno niesatysfakcjonująca, że to tak ujmę.
Teraz znów się okazuje że system likwidacji szkód w PZU to jakaś farsa.

Ponieważ PZU doprowadziło naszą firmę do utraty korzyści majątkowych, nie wywiązało się z obowiązku prawnego wypłaty odszkodowania w terminie przekraczając dozwolony termin kilkukrotnie oraz nie wystosowało do mnie żadnego pisma, żadnej decyzji w tej sprawie, poza informacją że przetwarza moje dane osobowe, kieruję skargę do Komisji Nadzoru Finansowego oraz Rzecznika Finansowego a roszczenia długu będę dochodził sądownie.

Na podstawie powyższych doświadczeń odradzamy wszystkim ubezpieczanie jachtów w PZU.